ezon 2007 stawiał przed Piotrem nowe wyzwanie – powrót do macierzystego klubu. Tuż po podpisaniu kontraktu PePe cieszył się nie tylko z niego, ale i ...z zimowej przerwy. – Widziałem to, co potrafią zielonogórscy fani, jak mocno związani są z zespołem. To fenomen. Dobrze, że będzie zima. Będę miał czas, by się z nim zmierzyć – mówił Piotr. Próbkę swoich możliwości w pozytywnym tego słowa znaczeniu zielonogórscy fani dali już na przedsezonowej prezentacji. Plac przy Palmiarni wypełnił się kibicami, którzy zgotowali Piotrowi bardzo gorące przywitanie. Prezentacja miała charakter wielkiego show. Żużlowcy podjeżdżali na scenę w luksusowych limuzynach, a później Tomasz Lis przepytywał swoich gości – także Piotra – w programie zatytułowanym „Co z tym Falubazem”. – Jesteśmy beniaminkiem, więc na pierwszy rok po powrocie do elity piąte miejsce będzie dobrym wynikiem – mówił na kanapie u Lisa PePe.
Jak pokazały pierwsze ekstraligowe pojedynki nawet o taką lokatę było niezmiernie trudno. Los chciał, iż na inaugurację do Zielonej Góry przyjechała Polonia Bydgoszcz, z którą PePe pożegnał się w listopadzie. Często, gdy bardzo się chce, nic nie wychodzi – tak było właśnie w tym meczu pełnym podtekstów. Ku rozpaczy zielonogórskich kibiców ZKŻ przegrał ze skazywaną na spadek Polonią. Losy spotkania rozstrzygnęły się w dramatycznych okolicznościach. W ostatniej gonitwie Piotr tak bardzo chciał powalczyć o korzystny wynik dla zespołu, że przeszarżował i upadając „zabrał” klubowego kolegę Fredrika Lindgrena. Młody Szwed przeleciał przez bandę! Na szczęście z koszmarnie wyglądającego upadku wyszedł jedynie ze złamanym palcem. Piotr, który kraksę zakończył w tzw. dmuchawcu, narzekał na bolące kolano. Intensywna rehabilitacja przyniosła oczekiwany efekt i PePe mógł wystąpić w kolejnym meczu. Spotkanie w Rzeszowie zakończyło się pogromem zielonogórzan - 34:55. Pierwszych punktów nie przyniósł także pojedynek na torze w Toruniu. Choć Piotr zdobył 17 punktów (!) i „dwoił się i troił”, by ze stadionu swojego byłego klubu jego drużyna mogła wywieźć dwa „oczka”, mecz zakończył się pewną wygraną „Aniołów” 52:41.
Po trzech kolejkach ZKŻ Kronopol miał na koncie trzy przegrane i w perspektywie starcia z aktualnymi mistrzami, ekipą Atlasu Wrocław, rokowania nie były zbyt optymistyczne. Nastroju u PePe nie poprawiały także występy w barwach angielskiego Oxford Cheetahs. Drużyna „Gepardów” zbierała srogie lania od rywali, a i zdobycze Piotra dalekie były od satysfakcjonujących. Humory – choć nie u wszystkich – poprawiła wygrana z Atlasem. Zielonogórzanie stawili czoła ekipie Marka Cieślaka i zwyciężyła z faworyzowanymi mistrzami! - Po meczu w Toruniu mówiłem, że to spotkanie z Wrocławiem może być dla nas przełomowe. W końcu pojechaliśmy równo, jak drużyna. Ja niestety pojechałem słabiej, ale Grzegorz był rewelacyjny, odjechał mecz sezonu i pociągnął cały zespół. My też łapaliśmy te punkty, cała drużyna walczyła na wspólny sukces. Troszkę szczęścia też mieliśmy, bo było trochę defektów u Crumpa, ale nie oszukujmy się - w sporcie trzeba mieć trochę szczęścia i tym razem uśmiechnęło się ono do nas – mówił wówczas Piotr. Radość z pierwszej wygranej przesłaniał jednak wynik indywidualny – PePe zdobył 8 „oczek”, wygrywając jedynie jeden bieg! – Tak być nie może, wierzę, że wkrótce „odczaruję” zielonogórski tor – dodawał Piotr.
W maju wystartowały zmagania w lidze szwedzkiej. Premiera w wykonaniu Indianerny Kumla, jak i samego Piotra nie była powalająca. Tylko sześć „oczek” i wysoka przegrana w meczu z Dackarną Mallila, to nie rezultat, jakiego oczekiwali „Indianie”. W polskiej lidze zielonogórzanie nieźle zaprezentowali się w Lesznie, przegrywając 40:50. Piotr był liderem drużyny, zdobywając 10 „oczek” i bonus. To był jednak niestety tylko chwilowy powrót dobrej formy. W kolejnym meczu na własnym torze, znów zdobywanie punktów przychodziło z wielkim trudem. Choć w najważniejszych momentach meczu z Unią Tarnów Piotr stawał na wysokości zadania i wygrywał wyścigi, siedem zdobytych punktów świadczyło o tym, że nie wszystko jest w należytym porządku. – Czuję się trochę rozgrzeszony, bo drużyna wygrywa, niemniej jednak wiem, że wymagania co do mojej osoby są większe. Sam od siebie wymagam dużo więcej! – mówił Piotr.
W teamie wkradła się spora nerwowość. Jawy, które do swojego parku maszyn Piotr dołączył w tym sezonie, wyraźnie nie spisywały się tak jak należy. Co gorsza, PePe nie mógł uporać się także z silnikami GM... Majowy kryzys Piotra nie odbił się bez konsekwencji na postawie zielonogórskiej ekipy. Choć zespół wygrywał, robił to z wielkim trudem i zwyciężał minimalnie, przez co trudno było myśleć o cennych bonusach w perspektywie spotkań rewanżowych. Ze zmiennym szczęściem Piotrowi szło także w ligach zagranicznych. Słabe występy w Anglii przeplatał średnimi w Szwecji. Nie zachwycił również w pierwszym meczu ligi rosyjskiej, gdzie dla Turbiny Bałakowo zdobył 7 punktów w czterech startach. Taki występ oznaczał, iż PePe nieprędko wybierze się w kolejną podróż w głąb Rosji...
Tygodnie mijały, a wraz z nimi pierwsza część sezonu. Wnioski po niej nie były niestety optymistycznie. Oto jak Piotr podsumował pierwszą rundę: - Szkoda, że przegraliśmy pierwszy mecz z Polonią. To trochę podcięło nam skrzydła i chyba będzie ciągnąć się do końca sezonu, bo tych punktów może brakować. Podnieśliśmy się jednak i zaczęliśmy wygrywać. Totalnie nie wychodzą mi mecze na własnym torze. Na wyjazdach jest znacznie lepiej. Wciąż szukamy, ale sprzęt niestety nie spisuje się na miarę oczekiwań. Tak być nie może, szczególnie na własnym torze, przed tak wspaniałą publicznością, która co mecz tak gorąco nas wspiera. Pracujemy nad tym, by to zmienić, bym był silnym punktem drużyny także w meczach w Zielonej Górze. Czwarta pozycja w tabeli to niezły wynik, ale należy pamiętać, że to dopiero pierwsza część sezonu. Teraz będzie nam o wiele trudniej zdobywać punkty, dochodzą bonusy. Czekają nas bardzo ciężkie mecze na wyjeździe, a i u siebie będzie trzeba włożyć wiele wysiłku w pokonanie rywali. Gdybyśmy wygrali jakieś spotkanie wyjazdowe to bardzo przybliżyłoby nas do czołowej szóstki. Będziemy się mocno starać i walczyć do końca, by tak się stało.
Czerwiec przyniósł Piotrowi koniec startów w Anglii i pierwszy w tym roku powrót na stadion przy ulicy Sportowej w Bydgoszczy. Angielski zespół Piotra, Oxford Cheetahs został wycofany z ligowej rywalizacji i PePe z grafiku ubył jeden obowiązek. Pierwsza wizyta na stadionie Polonii nie była miłym przeżyciem. Piotra przywitała spora ilość gwizdów i wyzwisk. On jednak nic sobie z tego nie robiąc, zrobił to, co do niego należało – wywalczył awans do dalszych zmagań w eliminacjach do Grand Prix, zdobywając 7 punktów (zawody przerwane po czterech seriach). Pepe zajmując piąte miejsce zapewnił sobie awans do dalszych zmagań w walce o Grand Prix 2008. Rundę Kwalifikacyjną odjechał 24 czerwca w Miszkolcu. - Ja i Grand Prix to temat jeszcze bardzo odległy, gdzieś tam może w dalszych planach. Teraz muszę skupić się na jeździe w ligach i powrocie do formy z poprzedniego sezonu - przyznał PePe. Runda kwalifikacyjna w węgierskiej miejscowości nie sprawiła Piotrowi problemu. Zajmując drugie miejsce, awansował do półfinału w Ljubjanie. Tam do sukcesu zabrakło niewiele! Po nieudanym pierwszym biegu zmieniłem motocykl i później było już wszystko w porządku. Wszystko zepsuło się w czwartym starcie. Jechałem drugi, praktycznie wychodziłem już na pierwszą pozycję, gdy Iversen uderzył w Kolenkę i obaj przewrócili się. Zupełnie nie wiem dlaczego winą za ten wypadek sędzia Anthony Steel obarczył mnie. Wpadłem na metę pierwszy, ale straciłem trzy bardzo cenne punkty, bo arbiter zaliczył kolejność jaka była przed upadkiem, wykluczając mnie. To kompletne nieporozumienie. Szkoda, bo tych punktów zabrakło później. Miałem jeszcze szansę w biegu dodatkowym, ale popełniłem w nim błąd. Jechałem drugi, a prowadzący Czech Tomicek nie był szybki. Tor był po równaniu i polaniu i wydawało mi się, że krawężnik był szybszy, ale niestety podjąłem złą decyzję i straciłem tę pozycję. Davidsson poszedł po szerokiej i mnie wyprzedził. Pojechałem bardzo, bardzo źle i to był mój ewidentny błąd. Gdyby jednak sędzia mnie nie wykluczył, nie musiałbym jechać w tym biegu, bo rozstrzygnęłoby się to dużo wcześniej. Trudno tak na gorąco coś o tym powiedzieć. Finał jest we wrześniu i wiem, że nieładnie jest tak mówić, ale dużo się jeszcze może wydarzyć. Nikomu źle nie życzę, oby wszyscy szczęśliwie dojechali do finału. Bardzo pechowo to się dla mnie ułożyło. Nie będziemy jednak rozpaczać i jedziemy dalej! - powiedział po zawodach PePe.
Gdy wydawało się, że sytuacja sprzętowa uspokoiła się i w kolejnych spotkaniach będzie wszystko w porządku, jak kubeł zimnej wody spadła na zielonogórzan sromotna klęska na własnym torze z Unibaksem Toruń – 33:57! - Nie mamy nic na swoje usprawiedliwienie. Wynik jest odzwierciedleniem tego, co pokazaliśmy na torze jako drużyna. Przegraliśmy zdecydowanie, miażdżąco, jechaliśmy słabo. Boję się, że może trzeba już zacząć myśleć o ewentualnych barażach. Zostało nam jednak jeszcze kilka meczów, do których trzeba podejść bardzo poważnie i powalczyć o punkty – mówił na konferencji prasowej PePe.
Mimo tak bolesnej porażki, sytuacja ZKŻ Kronopol nie była jeszcze stracona. Zielonogórzanie wygrali
na własnym torze z Marmą Rzeszów (Piotr zdobył 10+2 pkt.) i ku uciesze fanów także we Wrocławiu, zdobywając bonusa. Zwycięstwo w meczu 46:44 dzięki dwóm punktom zdobytym w ostatnim wyścigu zielonogórzanom zapewnił PePe! - Uff - odetchnął po ostatnim biegu Piotr, gdy odparł wszystkie szaleńcze ataki Hansa Andersena i wpadł na metę tuż za plecami Kennetha Bjerre. To dało ZKŻ zwycięstwo w meczu i bonus! Przed piętnastym wyścigiem zielonogórzanie prowadzili bowiem czterema punktami i do wygranej brakowało im tylko dwóch "oczek".
Piotr definitywnie odstawiając Jawy, z imprezy na imprezę czuł się coraz pewniej i silniej. Pewności siebie dodawały udane występy także w Szwecji. Średnia szła do góry i wydawało się, że z coraz lepiej punktującym Piotrem ZKŻ Kronopol zdoła awansować do czołowej szóstki ekstraligi, która zapewnione będzie miała utrzymanie i walkę w play off. Decydujący bój o szóstkę zielonogórzanie stoczyli w ...Bydgoszczy. Polonia, która wygrała na rozpoczęcie rozgrywek w Zielonej Górze, z biegiem sezonu spisywała się coraz gorzej. Niestety mimo dobrej postawy jeźdźców ZKŻ nie udało się wywalczyć upragnionego awansu. Zabrakło do niego ...50 metrów. W ostatnim wyścigu Grzegorza Walaska jadącego na drugiej pozycji po wygraną w meczu dla ZKŻ minął Krystian Klecha. ZKŻ przegrał wyścig 1:5 i zdołał tylko zremisować. Wcześniej w bardzo kontrowersyjnych okolicznościach z biegu został wykluczony Piotr... PePe spisywał się wyśmienicie. W pierwszych czterech swoich startach przegrał tylko raz z Rafalem Okoniewskim. Na dobry wynik zanosiło się także w ostatnim biegu. Jadącego szerzej na wyjściu z drugiego łuku pierwszego okrążenia Piotra staranował jednak Okoniewski. "Okoń" z impetem uderzył w PePe i spotkanie z nawierzchnią toru stało się nieuniknione. Sędzia zawodów, pan Artur Kuśnierz winą za kolizję obarczył Piotra, mimo iż na powtórkach upadku ewidentnie widać było przewinienie Okoniewskiego. - Ta porażka boli, bo straciliśmy co najmniej dwa, pewne już punkty. Piętnasty wyścig i moje wykluczenie to parodia sędziowania. Nie może być tak, że zawodnik uderza mnie w przednie koło, wyplata mi wszystkie szprychy, a sędzia mnie wyklucza. Nie wiem za co! Nie zmieniłem kierunku swojej jazdy, zostałem ewidentnie uderzony - przyznał po meczu Piotr.
Remis uzyskany w Bydgoszczy sprawił, że dla ZKŻ zabrakło miejsca w czołowej szóstce. Zielonogórzanie o utrzymanie zmuszeni byli rywalizować w dwumeczu z Polonią. „Po drodze” do ponownej wizyty w Bydgoszczy Piotr miał w planie kilka imprez. Kolejny świetny występ w Szwecji – 13 punktów i gościnny start w lidze niemieckiej w barwach Güstrow (komplet 15 pkt. i rekord toru) dawały spore nadzieje na udany występ w finale Indywidualnych Mistrzostw Polski. Pech chciał, iż w przededniu imprezy, Piotrowi przydarzył się groźny upadek w kraju Trzech Koron. - Karol Ząbik uderzył w tylne koło mojego motocykla, co spowodowało kraksę. Jestem cały poobijany, a motor skasowany! Dostałem od lekarzy jakieś leki i lód na stłuczenia – relacjonował ze Szwecji Piotr. Poobijany zdobył 7 punktów i zajął dziesiąte miejsce. - Po pierwszym biegu okazało się, że coś dzieje się z motocyklem, a drugi nie był już tak dobry. Do tego jeszcze ten defekt w ostatnim wyścigu. To nie były dwa moje najlepsze dni. Jestem obolały, starałem się jak mogłem, ale niestety szło pod górkę. Muszę teraz odpocząć przez kilka dni, dojść do siebie i potem ostro ruszyć do pracy. Spotkania z Polonią zbliżają się bowiem wielkimi krokami - powiedział wówczas PePe.
Historia sportowych pojedynków niejednokrotnie pokazywała, iż w chwilach osłabienia brakiem ważnego ogniwa w zespole, drużyna wyzwala w sobie dodatkową, niezwykle silną mobilizację, prowadzącą ku zwycięstwu. To sprawdziło się w pierwszym meczu w Bydgoszczy. ZKŻ Kronopol zmuszony był przystąpić do spotkania bez Fredrika Lindgrena, który nie był w stanie stawić się w grodzie nad Brdą z powodu kontuzji. Nie w pełni sił był także Niels Kristian Iversen, który poobijał się w Anglii. Jednym słowem – czarna rozpacz! Wieczór, w którym ZKŻ Kronopol mimo takich osłabień zrobił pierwszy krok ku utrzymaniu, można bez wątpienia nazwać magicznym. Do Bydgoszczy przyjechało dwanaście (!) autokarów kibiców, a setki fanów podążyło za „Falubazem” samochodami. Nie zważali na to, iż ich zespół jest w beznadziejnej sytuacji, tylko od momentu wejścia na stadion gorąco zagrzewali do walki swoich ulubieńców. I udało się! Mimo fatalnego początku ZKŻ Kronopol utarł nosa pewnym siebie bydgoszczanom i sięgnął po wygraną 46:44! Do zwycięstwa ZKŻ poprowadził Piotr, który wywalczył aż 15 punktów i dwa bonusy! PePe tylko w jednym z sześciu wyścigów musiał uznać wyższość rywala - w szóstym biegu ze startu uciekł Krystian Klecha i mimo pogoni za polonistą, Piotr minął linię mety na drugiej pozycji. Później jednak na torze dla lidera ZKŻ nie było rzeczy niemożliwych. Szarże przy płocie, gdy Piotr wycierał ramieniem kurz z dmuchanej bandy, by przedrzeć się z trzeciej na pierwszą pozycję rozgrzewały kibiców. PePe po niezwykle udanym meczu nie krył radości. - Świetnie pasował mi sprzęt. Już od dłuższego czasu, gdy odstawiłem Jawy, jestem w dobrej formie. Pod koniec maja zacząłem testować GM-y, spisywały się różnie, ale dopracowałem je i na dzień dzisiejszy mam cztery bardzo dobre silniki i nie ma to dla mnie różnicy czy jeżdżę na torze przyczepnym czy twardym, krótkim czy długim, w nocy czy w dzień... Naprawdę jestem spokojny o sprzęt i wszystko to kwestia doboru silnika. Ten, na którym jechałem w tym meczu był wybrany już dwa tygodnie temu. Pojechałem kilka biegów w Szwecji i odstawiłem go na to spotkanie. Uważam, że forma jest, spokój po tej wygranej też, aczkolwiek dwumeczu jeszcze nie wygraliśmy i trzeba będzie podejść za dwa tygodnie do rewanżu tak samo skoncentrowanym – przyznał wówczas PePe. Niezwykłe poruszenie wywołała u Piotra postawa fanów, którzy zajęli niemal cały drugi łuk bydgoskiego stadionu i nie ustawali w dopingu.- Jeżdżę już wiele lat na żużlu, ale po raz pierwszy widzę, żeby tyle kibiców przyjechało na mecz i to z tak daleka. To jest niesamowite! Dla tego klimatu, który jest w Zielonej Górze kibice zasługują, żeby była ekstraliga. Zrobimy wszystko, by tak się stało - dodał Piotr.
Wyeliminowanie z ekstraligi bydgoskiej Polonii nie okazało się trudnym zadaniem. Polonia po raz pierwszy w historii spadła z hukiem z ekstraligi po tym jak przegrała drugie spotkanie w Winnym Grodzie aż 35:55. Jazda przeciwko byłej drużynie kosztowała PePe wiele nerwów. Już od rana Piotr nie mógł znaleźć sobie miejsca i bardzo przeżywał wieczorny mecz. Wszak to od wyniku niedzielnej konfrontacji zależało ekstraligowe być albo nie być zielonogórskiej drużyny. - Czuję dużą ulgę. Dla mnie to dwumecz o podwójnym obciążeniu emocjonalnym. Cieszę się, że po raz kolejny dołożyłem dużą cegłę do tej całej układanki. Zrobiłem po raz drugi w tym dwumeczu najwięcej punktów. Bardzo mi na tym zależało. Od rana było emocjonująco i powiem szczerze, że nie trzymałem ciśnienia! Uciekałem z domu już w porannych godzinach, bo wszystko mnie denerwowało i wszyscy mnie wkurzali. Było jak za młodych lat, ale wytrzymałem to wszystko. Dziękuję moim sponsorom, całej drużynie, sponsorom klubu, działaczom i wszystkim kibicom. Podziękowania należą się też mojemu teamowi, mechanicy wykonali wspaniałą robotę! Oby to zaprocentowało w kolejnym dwumeczu, bo to też nie jest jakaś pewna i łatwa sprawa, a później, w przyszłym sezonie w ekstraklasie. Bardzo wierzę, że będziemy mocniejsi - przyznał PePe.
Baraże z Intarem Lazur Ostrów okazały się już jednak tylko formalnością. Dwie wygrane – najpierw w Ostrowie 50:43, a później w Zielonej Górze 58:32 przypieczętowały pozostanie beniaminka w ekstralidze. Końcówka sezonu przyniosła Piotrowi dwa wicemistrzowskie tytuły z drużynami z Rosji i Niemiec. W Szwecji Indianerna Kumla nie zdołała zachować bytu w Elitserien, ale z powodu niespełnienia wymogów licencyjnych przez Kaparnę Goeteborg, nadal będzie ścigała się w najwyższej klasie rozgrywkowej. Na polskim „podwórku” PePe „zgarnął” wygraną w Pucharze Gdańska, a także uplasował się na drugim miejscu w memoriale Łukasza Romanka w Rybniku. Sezon 2007 zakończył czterema „trójkami” zdobytymi w towarzyskiej potyczce na własnym torze przeciwko swojej rosyjskiej drużynie, która gościła w Winnym Grodzie, Turbinie Bałakowo. – Szkoda, że sezon się już kończy, bo ja złapałem wiatr w żagle – śmiał się PePe.
Ale nie był to łatwy sezon... - Bardzo zależało mi na tym, by zdobywać jak najwięcej punktów dla zielonogórskiej drużyny. Gdyby z tego sezonu wyciąć maj, to można by uznać, że cel udało mi się zrealizować. W maju przydarzył mi się kryzys. Miałem problemy ze sprzętem, słabsza forma i wszystko się skumulowało. W bólach rodziły się zdobycze w postaci siedmiu, ośmiu punktów... Nie cieszyły mnie te występy, szczególnie przed własną publicznością. Na szczęście zespół jechał równo i nie przegrywaliśmy spotkań. Bardzo źle się wtedy czułem ze świadomością, że nie jadę tak, jak powinienem. Wiem, że także tych moich punktów zabrakło do pierwszej szóstki. Na szczęście wyciągnąłem wnioski i wyszedłem na prostą. Można powiedzieć, że trafiłem z formą na najważniejsze mecze sezonu o utrzymanie i niejako zrehabilitowałem się za ten majowy słabszy okres. Znów przyszła radość z jazdy i wygrywania. Utrzymaliśmy się w ekstralidze i to liczy się najbardziej. Życzyłbym sobie, by w przyszłym roku zakończyć jazdę ze statystykami, jakie osiągnąłem w tym sezonie na wyjeździe, a więc 2,18 pkt., co było najlepszym wynikiem wśród polskich jeźdźców i trzecim w ekstralidze! Zmagania w lidze szwedzkiej zaczęły się w maju, stąd mój słaby początek. Trzeba ocenić to dwutorowo. Najpierw, tak jak w Polsce było kiepsko, ale później wszystko zaskoczyło i kończyłem mecze z dwucyfrowymi wynikami, będąc liderem zespołu. Drużyna niestety spisywała się słabo i rozgrywki zakończyliśmy spadkiem z Elitserien. Problemy Kaparny spowodowały jednak, że nadal będziemy ścigać się wśród najlepszych. Wierzę, że w przyszłym sezonie poprawimy wynik drużynowy, a ja będę miał w tym swój spory udział. Elite League startuje już w marcu, więc jest to doskonała okazja do tego, by "rozjeżdżonym" wkroczyć w nowy sezon. Planowałem jeździć w barwach Oxford Cheetahs tylko na początku rozgrywek, a wszyscy wiemy jak skończyła się moja tegoroczna przygoda na Wyspach – klub wycofał się z rozgrywek. Mogę być jednak zadowolony z tych występów. Średnia wyszła 9 punktów, więc całkiem przyzwoicie. Dwa pierwsze mecze w Rosji przypadły akurat na mój słabszy okres, a tam na następne zaproszenia pracuje się osiągniętymi wynikami. Musiałem zatem poczekać na swoje występy w barwach Turbiny. Kolejne spotkania odjechałem dopiero w drugiej fazie sezonu, gdy forma skoczyła do góry. Zdobyliśmy z drużyną wicemistrzostwo i z tego faktu bardzo się cieszę. Dwa występy i jeden stracony punkt - tak wyglądały moje starty na niemieckich torach. W zmaganiach w Niemczech nie startuje wielu utytułowanych jeźdźców, więc nie ma podstaw do tego, by przechwalać się tym osiągnięciem, niemniej jednak te występy były doskonałą okazją do tego, by utrzymać formę. Nie mogę być w tym roku zadowolony ze startów indywidualnych. Eliminacje przeważnie odbywają się na początku sezonu, a ten był dla mnie trudny. Pechowo ułożyły się dla mnie półfinałowe zawody eliminacyjne do Grand Prix, poobijałem się w przeddzień finału Indywidualnych Mistrzostw Polski... Nie tak to miało wyglądać. Humor poprawiają nieco osiągnięcia z końcówki sezonu, lecz nie ulega wątpliwości, iż występy na własne konto to temat, nad którym w przyszłym roku trzeba popracować intensywniej – przyznał na zakończenie sezonu PePe.