Rok 2003 to dla Piotra start w nowym otoczeniu. Zmiana barw klubowych
i ekipa toruńska najeżona gwiazdami, by wspomnieć tylko Rickardssona
i Crumpa! Przygotowania do sezonu zamknięte treningami na torze
i sparringami przynoszą efekt! Podczas sparring w Zielonej Górze
ustanawia nowy rekord toru! Czy można chcieć lepiej zacząć sezon?
"Jeździło mi się nieźle i właściwie wszystko - jak się okazuje - jest
w należytym porządku. Rekord "zdarzył" się w pierwszym moim biegu,
a potem tor już się rozsypał i nie było szans jechać aż tak szybko.
Jestem jednak pełen optymizmu przed meczami ligowymi. W ostatnim biegu
zanotowałem wykluczenie za przekroczenie limitu dwóch minut, ale nie
wyjeżdżałem na tor - takie jest prawo sparingu - bo widziałem już
wszystko na temat swojej dzisiejszej dyspozycji i stanu moich silników.
Jutro trening, a w piątek i sobotę starty w Anglii. Niedziela - ligowa
premiera na stadionie w Toruniu, gdzie wystartujemy przeciw Wybrzeżu
w pełnym składzie z Rickardssonem i Crumpem."
Torunianie byli głównym faworytem do zwycięstwa w DMP, a tymczasem
zimny prysznic sprawił im Włókniarz Częstochowa! Już w kwietniu wygrał
na stadionie Rosego… Ten weekend miał jednak dłuższa historię… Zaczęło
się od rundy kwalifikacyjnej IMŚ w Lonigo: To był niezwykle ciężki
weekend. Najpierw start w turnieju kwalifikacyjnym w Lonigo, a potem
mecz ligowy z Top - Secret Włókniarzem Częstochowa. Miedzy tymi
wydarzeniami wariacka jazda przez połowę Europy i niespokojny sen
w kabinie pędzącego busa. Kibice, którzy podróżują wiedzą jak czuje się
człowiek po takiej podróży... Zawody w Lonigo rozpoczęte o 21.00 (!)
zakończyły się zwycięstwem Lee Richardsona, a,Piotr w 100% zrealizował
plan awansu. Kiedy po czterech seriach wiadomo było, że awans jest "w
kieszeni" team postanowił zyskać na cennym czasie i... zrezygnować
z walki o miejsce na podium. Pierwsza trójka poddana, bowiem jest
kontroli motocykli i obowiązkowemu rozebraniu silników. Ten fakt mógł
spowodować opóźnienie przyjazdu do Torunia i.... z bólem serca trzeba
było zrezygnować z pięknego pucharu! Piotr zjechał z toru w ostatnim
biegu i zrezygnował ze startu w biegu dodatkowym o miejsce na najniższym
stopniu podium. Mamy nadzieję, że w następnym turnieju eliminacyjnym
czasu wystarczy na "porządną" ceremonię z szampanem.... W meczu z Top
Secret Piotr …wystąpił tylko raz ustawiony przez trenera Jana Ząbika na
pozycji rezerwowego. O tym, z jakim numerem wystartuje dowiedział się na
kilka godzin przed spotkaniem. W swoim jedynym występie na torze został
wywrócony przez ostro atakującego Jonssona - w powtórzonym biegu (już
bez Szweda) uległ Ułamkowi i... nie pojawił się już więcej na torze. Jak
dowiadujemy się PePe poobijał się lekko i był zdolny do następnych
startów, ale.... W rezultacie ligowych zmagań o tytule decydować miał
mecz w Częstochowie przegrany 49:41. Na piersiach zawodników z Torunia
zawisły srebrne medale. Sukces to, czy porażka? Biorąc pod uwagę
dyspozycję Częstochowian byli na swoim torze trudni do ogrania, a poza
tym poziom emocji sięgnął na wypełnionym stadionie zenitu, o czym
świadczyć może sytuacja z biegu V, gdy PePe prowadził przed Holtą, ale
upadek zanotował młodzieżowiec gospodarzy, Czerwiński. Sędzia dość mało
zdecydowanie przerwał bieg, a chorągiewki w kolorze czerwonym pojawiły
się właściwie w momencie, gdy zawodnicy wpadali na metę. Powtórka biegu
wydawała się zbędna, ale... decyzji arbitra się nie podważa! Podczas,
gdy w parkingu zawodnicy Apatora – Adriany przygotowali się do biegu
okazało się, że zegar 2 minut już tyka (został włączony, gdy Czerwiński
był sprowadzany z toru...) i jadący przez płytę boiska Holta ledwo-ledwo
zdąża na linię startu. Bramę parkingu zamknięto i PePe zmuszony był na
siłę wydostawać się na tor. Motocykla „górą” nie dało się przenieść
i doszło do małej przepychanki, w czasie, której Grzegorz Protasiewicz
został powalony na ziemię ciosem w brzuch. Zadyma na skalę całego
stadionu wisiała w powietrzu... Po co? Wcześniej, w połowie lipca
przyszło Piotrowi zmierzyć się z bydgoską publicznością, która za sprawą
kilku oszołomów pokazała się z jak najgorszej strony! „Jestem
zażenowany – powiedział Piotr – zachowaniem kibiców. W moim kierunku i w
kierunku mojego boksu, co raz ktoś rzucał śrubami i metalowymi
tulejkami. Wygrał zespół lepszy, bardziej wyrównany. Gratuluję
zwycięzcom” To był trudny okres… Wynik w GP się nie układał, przyplątały
się trudne do zaleczenia zatoki, a przez nie kłopoty ze swobodnym
oddychaniem. „Sypnął się” bus… Jedziemy jednak do przodu! Koniec lipca
to jednak kolejna kontuzja… Telefon po ligowym meczu w Gdańsku i co
słyszymy? „Boli mnie kręgosłup i właśnie jadę do szpitala – zaczął Piotr
– dobrze, że mecz skończył się tak jak chcieliśmy, bo było gorąco, ale
dla mnie nie jest w tej chwili tak bardzo super. Czuję się słabo i...
zobaczymy, co powiedzą lekarze. Na pewno nie jadę do Szwecji na ligę.
Nie czuję się dobrze...” Tyle Piotr. Mamy nadzieję, że skończy się na
strachu, a mecz o „wszystko” dla Gdańszczan nie zakończy się dodatkowymi
konsekwencjami. Do wszystkiego przysłużył się trochę stan toru (dziura
na drugim łuku) i „waleczność” Pawła Muszyńskiego…
Nie sposób, zatem wyobrazić sobie lepszego zakończenie kłopotliwej passy niż…wiadomość z 31 lipca! Piotr i Kasia mają córeczkę Oliwię!!! Gratulacjom i radości nie było końca, ale sezon nie chciał się z tego powodu zatrzymać! Finał MPPK odbył się praktycznie „dzień po”… „Oceniając stan zdrowia Oliwii lekarze mówili tylko: „w porządku”, „dobrze”, „dobrze”, a ja – choć wiem, że skala Apgar ma 10 punktów dałbym jej szasnaście! Tak, jak sobie dziś!. Szkoda, że nie było Tomka Bajerskiego, który nie zdołał wrócić ze Szwecji. Może byłoby lepiej?”
Pierwsze dni sierpnia to jednak nie tylko starty… W Danii odbywa
się finał Drużynowego Pucharu Świata, a w domu choruje Oliwia. Biały bus
jeździ w te – z powrotem po Europie. Polacy wygrywają w eliminacji
w Holsted pokonując faworyzowaną Szwecję, a Piotr miast pozostać na
zgrupowaniu z kadrą gna do Polski! “Jestem bardzo zadowolony z awansu
drużyny. Zawody były trudne, ale na szczęście zachowaliśmy spokój i były
widać tego efekty na torze. Spisaliśmy się na tyle dobrze, że moja
wywrotka w ostatnim biegu nie wpłynęła na końcowy rezultat. Do Vojens
pojedziemy bez presji... po medal”. Huśtawka nastrojów trwa nadal
i …znajduje swoje odbicie w finale DPŚ, gdzie Polacy zajmują lokatę poza
podium. „Co mam powiedzieć – pytał po zawodach zrezygnowany
Protasiewicz – jak motocykl szedł ze startu to w ogóle nie dało się na
nim jechać na dystansie i odwrotnie... To chyba najgorsze zawody w moim
wykonaniu w tym sezonie. Nie wiem...” Dobrze chociaż, że stan zdrowia
Oliwii wyraźnie się poprawił.
Finał sezonu międzynarodowego ułożył się lepiej niż można się było
spodziewać. Dobry (nareszcie!!!) występ w GP Polski w Bydgoszczy
i czwarta lokata poprzedzona zwycięstwem w Poole podczas Grand Final –
eliminacji do GP 2004! "Ten sukces dedykuję mojej córeczce Olivii -
powiedział uszczęśliwiony PePe - na początku bałem się, że będzie ciężko
bo po pierwsze nie uczestniczyłem w treningu, po drugie straciłem
w finale IMP jeden z silników i jechałem tak trochę na chybił-trafił,
a po trzecie mój motocykl nie bardzo chciał się zabrać ze startu. Na
szczęście daliśmy sobie z tym wszystkim radę!" Pierwszy bieg w wykonaniu
Piotra był niezły mimo słabszego startu z zewnętrznego pola. Przytomny
manewr na wyjściu z pierwszego łuku przyniósł powodzenie. Dalej było już
koncertowo...
Po występie w bydgoskim GP mówił: „Jestem trochę zły na siebie.
Dziękuję za gratulacje, które odbieram po tych zawodach, ale... wiem, że
mogło być jeszcze lepiej! Po dobrym starcie miałem niesamowity dojazd
do łuku i zamiast siedzieć przy krawężniku, co dałoby mi drugą lokatę
powiozło mnie do środka toru. Cóż... Jest chyba nieźle, prawda?”
Sezon 2003 zakończył dla Piotra start w finale Złotego Kasku zakończony poza podium na skutek złośliwości rzeczy martwych i defektu w przedostatnim starcie. „Silnik po prostu się rozsypał. Nawet go jeszcze nie rozbierałem – powiedział PePe - i nie chcę tego robić. Nieważne. To ostatni start w tym sezonie i defekt przeszkodził mi w zdobyciu miejsca na podium. Co najmniej drugiego. W XVI biegu miałem taką przewagę, że dojechałbym po trzy punkty na 100 procent, a w ostatnim starcie jechałem z wewnętrznego pola. Na tym motocyklu dwa punkty byłyby jak w banku. No nic...” Żużlowe silniki jeszcze nie zamilkły na polskich torach, a tu słyszymy o „ostatnim starcie”. Co na to Piotr? „Miałem jeszcze ofertę startu w Ostrowie na Łańcuchu Herbowym, ale kulturalnie odmówiłem. Start we Wrocławiu był ostatnim w tym sezonie. Definitywnie. Na motocykl wsiądę sobie już tylko „rozrywkowo”! Może zamarznie jakieś jezioro? Wtedy sobie pojeżdżę. Tyle tylko, że takie jezioro jak w podbydgoskim Borównie jest głębokie i musi być przez długi czas mroźno, by było bezpiecznie. Głupio byłoby się skąpać, prawda?". Zapewne. Jak wieść niesie Sławek Drabik myśli o wskrzeszeniu lodowych turniejów tej zimy, więc może znowu zobaczymy duet Protasiewiczów w akcji? Szkoda tylko, że ten ostatni turniej nie zakończył się miejscem na podium... „Wracając do turnieju we Wrocławiu trzeba oddać Okoniewskiemu to, co mu się należy. Był najlepszy. I tyle. Z pewnością żal mi szansy na lepsze miejsce, ale co można zrobić? Ostatni bieg jechałem na rezerwowym sprzęcie, i choć życzę sobie mieć takie motocykle, jak teraz w przyszłym roku (no może jeszcze lepsze???) to nigdy nie jest już to, jak ten „naj”, prawda?”