2005

Sezon 2005 w wykonaniu Piotra zaczął się …paradoksalnie jeszcze w końcówce roku 2004. Startujący w barwach toruńskich Piotr co i rusz indagowany był o swoją klubową przyszłość.

 „Otrzymuję bardzo wiele listów - odpowiada Piotr - za pośrednictwem strony www.pepe.pentel.pl. Także media piszą w tej chwili bardzo dużo na mój temat… Chciałbym odpowiedzieć Państwu, że w tej chwili prowadzę rozmowy ze sponsorami. Pamiętam, że powiedziałem, iż chciałbym dopiąć sprawy kontraktu i barw klubowych do końca października, ale w tej chwili rozmawiam na temat reklam i wsparcia mojej osoby przez firmy sponsorujące. Najpierw muszę – po prostu muszę – podpisać wszelkie stosowne umowy, a od nich dopiero zależeć będą moje dalsze rozmowy w sprawach startów ligowych. Niestety, już wiem, ze rozmów ze sponsorami nie skończę przed końcem października, a więc czas na rozmowy kontraktowe przyjdzie dopiero w listopadzie…”

Decyzje zostały podjęte jednak nieco wcześniej i już 29 października…

Podpisałem porozumienie z klubem bydgoskim na starty w następnych dwóch latach – komentuje Piotr – oznacza to, że gdy wygaśnie mój kontrakt z Apatorem-Adrianą ponownie wystartuję w barwach Polonii. Można powiedzieć, że wrócę „do domu”… Na tę decyzję złożyło się kilka przyczyn, ale przede wszystkim chcę powiedzieć, że bardzo trudno było mi rozstać się z toruńskim klubem ze względu na kibiców i działaczy, a przede wszystkim ze względu na postać prezesa – pana Marka Karwana. Chcę podkreślić, że gdyby w Polsce, w polskim sporcie było więcej takich osób to na pewno byłoby wszystkim znacznie lepiej. Niezwykle dużo skorzystałem na związku z Adrianą i panem Markiem. Bardzo ważny etap w moim życiu. Na pewno go nie zapomnę. Jeśli chodzi o toruńskich kibiców to od początku wiedziałem, że są bardzo wymagający i nie łatwo być zaakceptowanym przez nich. Czułem ich wsparcie i widziałem kibicujących mi fanów na trybunach. Bardzo im za to dziękuję! Ważnym elementem jest także fakt, że na początku sezonu spodziewam się drugiego dziecka i chcę być cały czas w zasięgu ręki dla Kasi. Pamiętam jak przeżywałem urodziny Oliwii i komplikacje jakie pojawiły się, gdy była zupełnie malutka. Wtedy byłem na Drużynowym Pucharze Świata w Danii i odczułem każdy metr dzielący mnie od rodziny. Wiem, ze Ci, którzy będą komentować mój powrót do Bydgoszczy będą nieraz podważali moje argumenty, ale to dla mnie naprawdę ważne. Przy intensywnych startach w Szwecji i całkiem możliwym starcie w Anglii chcę mieć w Polsce wszystko w jednym miejscu. Pamiętam także to, że kibice z Bydgoszczy nie odwrócili się ode mnie, gdy odszedłem do Torunia. Miałem cały czas w Bydgoszczy swoich kibiców i… także do nich jest ten powrót”

Podpis pod kontraktem został złożony po wygaśnięciu umowy z klubem z Torunia i zbiegł się (9.12) z nową umową kontraktową – tym razem z klubem Elite League – Ipswich Witches!

„Podpisałem kontrakt na starty w lidze angielskiej. Wbrew pozorom nie jest to żaden z klubów, o których myślałem wcześniej. Tym bardziej, że moją kartę wykupił nie tak dawno promotor zespołu z Poole. Skontaktowali się ze mną działacze z Ipswich i dogadaliśmy warunki jazdy. Propozycja wyszła między innymi od Magdy Zimny-Louis i w czasie pobytów w Anglii będę korzystał z gościnności państwa Louis”

Jak pamiętamy Piotr skłonny był wrócić do Anglii, ale warunkiem było ograniczenie liczby spotkań. Mówił o tym także promotor Matt Ford z Poole, który chciał budować zespół w oparciu o szeroką kadrę...

„Kontrakt opiewa na czterdzieści meczów i... to tez nie jest dokładnie to, o czym mówiłem jeszcze niedawno. Okazało się jednak, że nie ma takiej opcji, by startować w mniejszej ilości spotkań, a celem nadrzędnym dla mnie jest powrót do Grand Prix. Jazda w Elite league jest dla mnie oczywistym sposobem na to”

Podczas startów w Anglii było kilka obiektów, które „nie leżały” Piotrowi. Jednym z nich był... tory Ipswich Witches!

„Ipswich nie było nigdy moim ulubionym torem i to też jest dodatkowe wyzwanie! Trzeba go opanować, a oferta jest korzystna zarówno pod względem, powiedziałbym, szkoleniowym, jak i logistycznym. U państwa Louis przebywać będzie Robert Miśkowiak, a ja będę dołączał”

Nie od rzeczy będzie przypomnieć fakt, że dotychczasowe (szczególnie sprzed kilku lat!) relacje na linii Magda Zimny-Louis – Piotr Protasiewicz nie należały do najcieplejszych...

„Jak widać czas leczy rany i... to chyba z obu stron! Ja jestem z tego faktu naprawdę zadowolony, a biorąc pod uwagę, że propozycja wyszła od promotorów z Ipswich to świadczyć może tylko o tym, że.... coś tam jazdę, prawda?”

Pierwszy w nowym sezonie wyjazd na tor odbył się…10 stycznia! Aura – wyjątkowo łaskawa dla żużlowców pozwoliła na ten nietypowy ze sportowego punktu widzenia element zimowych przygotowań.

Nie pamiętam abym kiedykolwiek jeździł na żużlowym torze w styczniu! Dotychczas myślałem, ze to możliwe jedynie w Australii, a tu proszę! Pojeździłem sobie dziś na Polonii. Ładna pogoda i …kręcący kółka Jonsson zdopingowały mnie mocno. Miałem na dziś zupełnie inne plany, ale po moim telefonie chłopaki z teamu szybko przygotowali mi motocykl. Trochę sobie pojeździłem, a mimo, że to był mój „lodowy” sprzęt ze stojącym silnikiem to i tak było szybko! Może dlatego, że po przerwie? Muszę przyznać, że jazda na motocyklu żużlowym sprawia mi wciąż wielką przyjemność. Czy może być zresztą inaczej skoro jeżdżę już piętnaście lat? Technika jazdy na stojącym silniku nie różni się zasadniczo, a poza tym mam nowe podwozie, więc te wszystkie widelce i amortyzacje są, więc…. Poza tym tor też nie był na poziomie ligowym. Taki, żeby sobie pojeździć!”

„Normalne” starty rozpoczęły się w Anglii na pierwszy ogień poszedł w sparringowym meczu z Peterborough, do którego PePe przystąpił bez ŻADNEGO treningu!

 „PePe” rozpoczął od trzeciego miejsca pilotując mniej doświadczonego Miśkowiaka w remisowym biegu. Kolejny występ to podwójne zwycięstwo nad parą Dryml – Lee. Trzy następne biegi to pojedynki z Peterem Karlssonem. Dwa pierwsze zakończone zwycięstwem Szweda i w końcu w ostatnim, prestiżowym biegu zwycięstwem Piotra.

Inauguracja „polskiego” ścigania to tradycyjne Kryterium Asów, w którym Piotr zajął czwartą lokatę, po defekcie w przedostatnim starcie. „Faworytami dzisiejszej imprezy była grupa zawodników. Był wśród nich Holta, Kasprzak, Hampel, Walasek, ja… Wygrał Holta. Zasłużenie, choć nieco szczęśliwie. Defekt pokrzyżował szyki i tyle, Silnik się rozsypał i nic na to nie poradzę. To nie jest tak, że czwarte miejsce jest dla sportowca najgorsze! Drugie byłoby równie złe, bo w takiej imprezie jak Kryterium liczy się tylko zwycięzca i tyle! Mi defekt zabrał możliwość walki o nie i po sprawie.”

Drugiego kwietnia redakcja Tygodnika żużlowego” opublikowała wyniki kolejnego plebiscytu, w który Piotr zdobył miano Mistera elegancji i wysokie, piąte miejsce w klasyfikacji na najpopularniejszego zawodnika ligi. Sezon jednak trwał już w najlepsze, a mimo to Piotr wciąż myślami był z rodziną. Nie ma się co dziwić, bo już 19 kwietnia urodził się synek Kasi i Piotra! „Kasia upiera się, że chce Piotra-juniora! Ja trochę kręcę nosem, ale chyba nie mam nic do gadania, bo skoro ja wybrałem imię dla córeczki Oliwii, to ona wybierze dla synka!”

Rodzina i emocje z nią związane, a także choroba, która skomplikowała Piotrowi start w lidze Szwedzkiej spowodowała, że PePe schudł kilka kilogramów jedząc przez kilka dni praktycznie tylko kleik nie zmniejszyły pędu do wyznaczonego przed sezonem celu. A tym był awans do grand Prix 2006, co zgodnie z założeniami miało się stac poprzez skuteczne występy w lidze polskiej, angielskiej i szwedzkiej. W Anglii kibice cały czas porównywali Piotra do Scotta Nicholasa, którego miejsce zajął w składzie Ipswitch. Ze swej roli wywiązywał się dobrze, starty w Polsce także były nad wyraz udane. Co będzie dalej zastanawiał się Piotr, który „odpuścił” eliminacje do IME, które według „dobrze poinformowanych” mogły dać miejsce w GP…

Tymczasem przełom czerwca i lipca to przejściowe (jak się okazało!) problemy PePe. Sprzęt wymagał remontów, a napięty kalendarz nie pozwalał na zajęcie się nim. Także organizm zaczął odczuwać zmęczenie ciągłą karuzelą startów, przelotów i przejazdów. Nieco słabsze występy w lidze udało się na szczęście powstrzymać…

Chciałoby się powiedzieć „nareszcie”, bo w tej chwili każdy dwucyfrowy wynik wywalczony przez Piotra może być symptomem wychodzenia z kryzysu. Szczególnie z tak wyrównanym przeciwnikiem jak Kaparna Goeteborg! Początek meczu nie zachwycił, bo goście szybko dopasowali się do toru w Kumli wyrywając II, V, VI i VII bieg! Dopiero dwa kolejne występy PePe przyniosły wygrane biegi i zmniejszenie przewagi Kaparny! Co z tego skoro do XII biegu na tablicy wyników widniał remis?

 „Jedna jaskółka wiosny nie czyni – skomentował Piotr – trzeba jednak jak najszybciej powrócić do standardów z „dobrej” części sezonu! Wygrana i punkty baaaardzo potrzebne, ale przyszły niezwykle ciężko. W tej chwili jadę jak najszybciej do kraju, prowadzę busa, a deszcz pada naprawdę mocno. Musze uważać, bo dojechać trzeba w całości. Przede mną kolejne ważne starty!”

Prawdziwy horror przeżyli kibice Piotra oglądający na żywo, bądź śledzący on-line doniesienia z półfinału IMP rozgrywanego na torze w Gdańsku. Po dwóch seriach PePe miał na koncie…zero punktów! „W drugiej serii - relacjonuje Piotr – jechałem w silnie obsadzonym wyścigu. Prowadziłem z Holtą i Hampelem, gdy … pękł mi łańcuch! Tylni! To mi się nie zdarzyło od….nie wiem, kiedy?”

Całe szczęście kolejne trzy biegi to popis bezbłędności Piotra! Trzy kolejne zwycięstwa i pewny awans do finału IMP, który rozegrany zostanie w Tarnowie 15.08. Niezwykle trudny był bieg XIV, w którym pod taśmą stanęli Tomasz Gollob, Jędrzejak, Kościecha i Piotr! Wygrał kapitan Polonii!

Jeśli ktoś mówi o wizycie u kardiologa to…ja też poproszę skierowanie – podsumował zawody Piotr – jestem tak wypompowany jakbym jechał dziesięć spotkań! Nie mam siły się podnieść zza stołu… Cóż za ulga, no i cel, który miałem na ten tydzień został zrealizowany. O rany, co za stres!”

Stres wraz z sezonem, który wchodził w decydujący sportowo moment będzie rósł. Bo to rozstrzygnięcia i końcowe akordy decydować mogły o przyznaniu dzikiej karty GP’2006

Tymczasemna początku sierpnia ruszył tygodniowy (prawie) cykl Drużynowego Pucharu Świata. Polacy wystartowali w eliminacji na torze w Eskilstunie…z której do finału awansowali…Szwedzi! Mimo pierwotnego prowadzenia biało-czerwonych po pierwszej serii wyścigów pościg zespołu australijskiego i – przede wszystkim – szwedzkiego był zbyt skuteczny, a dodatkowo Polaków dosięgnął pech po wykluczeniu Holty i defekcie PePe!

W ostatnim starcie, na wejściu w drugi łuk rywalizował o drugie miejsce z Lindbaeckiem, gdy motocykl nagle zwolnił... Urwany korbowód zdemolował „dolną” część silnika i wyeliminował Piotra z walki. Jak powiedział Grzegorz Protasiewicz jest bardzo prawdopodobne, że ocalało serce silnika, czyli jego głowica, ale reszta nadaje się na złom…

Co się odwlecze to…. Polska wygrała w turnieju barażowym we Wrocławiu zapewniając sobie start w finale rozgrywki o puchar O. Funcina i wprost demolując rywali na stadionie olimpijskim. „Oczywiście strasznie się cieszę, że turniej barażowy zakończył się naszym, polskim sukcesem. Nie ma specjalnie czasu na wielkie świętowanie, bo to dopiero początek drogi i już zaczynamy się przygotowywać do finału. Po drodze – w piątek – mamy jeszcze trening, ale to niewiele już wniesie do sprawy. Chłopaki z teamu jeszcze w czwartek wieczorem zabrali się za sprzęt i ja też coś – niecoś tu grzebię! To, że nie wystąpił Crump nie zmieniło w mojej ocenie sprawy zwycięstwa w turnieju, bo nawet z Jasonem w składzie Australia nie wygrałaby z nami. Natomiast na pewno wygrałaby z Danią i z tego względu jest dobrze, że w finale pojadą Duńczycy. Oni mają świadomość, że z nimi wygraliśmy w cuglach z ogromnymi przewagami na dystansie. Jeśli chodzi o moją jazdę to nie było źle. Korekty w sprzęcie zrobiłem po pierwszym biegu, gdzie prowadziłem z Nicki Pedersenem i Adamsem, a obaj mnie objechali. Potem już nic nie ruszałem, a to, ze dwa ostatnie biegi pojechałem lepiej wynika z tego, że.... po prostu lepiej jechałem. To było we mnie! Trudno cokolwiek prognozować na finał, bo jest Szwecja i Anglia. Duńczycy też mogą lepiej jechać niż w barażu. Mamy niby jakiś handicap w postaci toru, ale nikt nie będzie za dużo kombinował, bo po pierwsze można wpaść we własne sidła, a po drugie nad tym wszystkim jest jeszcze dyrektor DPŚ, który czuwa. Pojedziemy na tym, co jest. Już wiem, że z silnika, który rozleciał się w Szwecji uda się ocalić głowicę, więc będziemy prowadzić jego ...renowację! To też trochę polepsza mi nastrój przed finałem. Dwanaście punktów z barażu też.”

Finał DPŚ był również popisem naszej reprezentacji. 7 sierpnia tak pisaliśmy na stronie:

„Reprezentacja Polski została Drużynowym Mistrzem Świata miażdżąc rywali w finale DPŚ na torze Stadionu Olimpijskiego we Wrocławiu. Polacy mogli świętować zwycięstwo już po zakończeniu przedostatniej serii startów, wygrywając w sumie aż szesnaście biegów!”

1. Polska 62: Grzegorz Walasek 10 (0,1,3,3,3), Rune Holta 12 (3,1,3,2,3), Piotr Protasiewicz 13 (2,2,3,3,3), Jarosław Hampel 13 (3,2,3,3,2), Tomasz Gollob 14 (3,3,2,3,3)

2. Szwecja 34:
Tony Rickardsson 7 (3,2,0,0,2,0), Peter Karlsson 4 (2,0,1,1,0), Andreas Jonsson 12 (1,3,2,4,2), Antonio Lindbaeck 7 (2,0,2,1,2), Fredrik Lindgren 4 (1,2,0,-,1)

3. Dania 31:
Hans Andersen 9 (2,3,4,0,0), Bjarne Pedersen 5 (0,1,1,2,1), Kenneth Bjerre 7 (3,2,2,0,0), Nicki Pedersen 6 (0,0,1,2,2,1), Niels Kristian Iversen 4 (2,0,1,1,-)

4. Wielka Brytania 27:Joe Screen 1 (1,0,-,0,-), Simon Stead 6 (1,1,1,def,2,1), Lee Richardson 12 (0,3,3,3,0,3), Scott Nicholls 6 (1,3,0,0,1,1), Chris Harris 2 (0,1,0,1,-)

 

„Bardzo mnie cieszy ten złoty medal. Włożyliśmy w niego – razem ze wszystkimi chłopakami – całą masę wysiłku. Można teraz, po zawodach, powiedzieć, ze było łatwo, ale ścigaliśmy się z zawodnikami ścisłej czołówki i każdy wyścig miał ogromne znaczenie i był wyczerpujący. Oczywiście, teraz można mówić o wielkiej przewadze i tak dalej, ale to wynika tylko z tego, ze każdy z nas w swoim biegu walczył najlepiej jak potrafił. To dało taki, a nie inny wynik”

„To jest mój drugi złoty medal w Drużynowych Mistrzostwach Świata i muszę przyznać, ze ten cieszy bardziej niż z Diedenbergen w 1996 roku. Po pierwsze sukces przyszedł przed własną publicznością, a po drugie tamten finał był inny: nie startowały pełne składy, a właściwie pary, a poza tym pamiętamy bojkot zawodników i to, że nie wszyscy dobrzy zawodnicy tam jechali. Dziś było inaczej. Czołówka Grand Prix!”

„Wszyscy czekaliśmy na ten sukces. Zawodnicy. Działacze, kibice. Jesteśmy – co najmniej przez rok, najlepsi na świecie. Ważne, że nie było żadnych animozji i wszyscy zapomnieliśmy o rzeczach, które zdarzały się w przeszłości. Chciałbym żeby nikt nie podważał naszego sukcesu, czy próbował umniejszać go. Wiem, ze moi kibice-goście www.pepe.pentel.pl -  zaciskali kciuki za moje starty i bardzo im za to dziękuję.”

Kiedy emocje po wrocławskim złocie były jeszcze bardzo świeże przyszło wystartować w finale IMP, który zakończył się „potrójnym” sukcesem zawodników Unii Tarnów. PePe został sklasyfikowany na najbardziej nie lubianym przez sportowców miejscu – czwartym – tracąc do podium dwa punkty. Pierwsze trzy wyścigi mogły zakończyć się, co najmniej, „dwa punkty lepiej”, bo zawodnicy Unii byli wyraźnie szybsi na dystansie i zarówno Kołodziej, jak i M. Rempala po prostu przejechali obok Piotra… „Mogę mieć pretensje tylko do siebie – powiedział PePe – bo byłem, jak się okazuje, jedynym zawodnikiem, który mógł pokrzyżować plany Tarnowian. Niestety nie mogło być lepiej jeśli przez pierwsze trzy biegi dopasowywałem się do niezwykle twardego toru Unii! Motocykl ciągle przekręcał i byłem zbyt wolny. Na koniec wróciłem do ustawień, które miałem tu na meczu ligowym i….proszę jaki to przyniosło efekt!. Gratuluję Januszowi, a z mojego wyniku tak naprawdę to nie jestem zadowolony…”

 Mimo wszystko końcówka sierpnia jest dla Piotra bardzo dobra pod względem sportowym. Polonia Bydgoszczy wygrywa w Częstochowie, co zapewnia jej pierwsze spokojną sytuację przed ligowym play-off, a PePe wystartuje z „dziką kartą” w bydgoskim Grand Prix, w którym zajął wysoką, szóstą lokatę. „Można powiedzieć, że wykonałem plan minimum założony przed zawodami. Strasznie ciężko mi się dziś startowało, bo tor na polach startowych był niezwykle twardy. Motocykle były za ostre i nie wyjeżdżałem spod taśmy tak, jak powinienem. Dodatkowo w jednym z biegów startując z pola D zawiesiłem się karterem na głębokiej koleinie, co przyhamowało mnie znacznie.” PePe prezentował rozważną jazdę w biegach eliminacyjnych i uzbierał aż 11 punktów. Większość korzystnych lokat wywalczył na trasie po udanych akcjach w pierwszym łuku.

„Na trasie jechałem dziś dobrze i jestem trochę zły na siebie, bo popsułem jeden, ale za to najważniejszy bieg. Wjechałem na wysoki krawężnik, co wybiło mnie z rytmu i rywale wjechali po wewnętrznej. Spadłem na trzecie miejsce, a w związku z tym, że był to półfinał nie było sensu go pilnować. Liczyło się tylko pierwsze i drugie, więc zacząłem atakować Crumpa. Przy okazji straciłem i tę lokatę, ale jak mówię nie miało to już żadnego znaczenia.”

Podsumowując przebieg zawodów PePe powiedział….

„Mam nadzieję, że pokazałem się z dobrej strony przed moimi kibicami, sponsorami, władzami BSI i…samym sobą! Teraz, gdy emocje już trochę opadły musze przyznać, że jestem…w miarę zadowolony z występu!”

Niestety nic co bardzo dobre nie chce trwać długo… 29 sierpnia napisaliśmy: „Z przykrością zawiadamiamy Państwa o przykrej, ale – mamy nadzieję – niegroźnej kontuzji, jakiej PePe nabawił się w niedzielny poranek. Przygotowując się do wylotu do Anglii i przestawiając sprzęt porozstawiany w warsztacie po myciu kończącym start w GP Polski w Bydgoszczy pakował niezbędne wyposażenie, które należało zabrać na Wyspy. „Kiedy podniosłem skrzynkę z silnikiem coś mi przeskoczyło w kręgosłupie – mówi Piotr – nie wiem o co chodzi, bo przecież nie raz już dźwigałem silnik! Może źle stanąłem? Chciałem to zlekceważyć i przeniosłem ją na miejsce, ale ból był coraz bardziej dolegliwy. Pomyślałem, ze może to jakoś „rozchodzę”, ale nie…. Gorzej i gorzej… Nie było wyjścia – udałem się do lekarza, a ten…zalecił mi – nie nawet nie zalecił, a nakazał – przerwę w startach i rehabilitację do 30 sierpnia! Potem mam mu się pokazać… Fatalnie się złożyło, bo czuję, że jestem na fali. W niedzielę miałem startować w mistrzostwach Elite League – niezwykle prestiżowym turnieju w Swindon, a we wtorek w Szwecji i co teraz? Jak ja teraz pokażę się promotorom i kibicom w Anglii i Szwecji?!? Nie ma co debatować, bo zdrowie jest jedno, a w najbliższej perspektywie niezwykle ważne mecze w Anglii, Szwecji i oczywiście w Polsce. Nie mogę jeździć z bolącymi plecami! Przypilnuję rehabilitacji i w czwartek polecę do Anglii! Aż strach pomyśleć, co będzie jeśli lekarz powie, co innego?”

Na szczęscie zgodnie z tym, co zaplanował Piotr udało się wyjechać na tor już po kilku dniach, by walczyć o ligowe punkty i…uznanie Benfield Sports International! Wraz z Polonią zapewnił sobie start w finale play-off pieczętując półfinały doskonałym występem w Bydgoszczy przeciwko zespołowi z Częstochowy. „Jestem zadowolony z występu – powiedział Piotr – każdy z nas pojechał na maksimum swoich możliwości i każdemu zawodnikowi należy się piątka. Jeśli chodzi o mój wynik to nie mam chyba powodu do narzekania, bo 12 i bonus w półfinale play-off to dobry rezultat. Przed meczem nie myślałem, ze wygramy aż tak wysoko. Zakładałem zwycięstwo 10 punktami, ale kto mógł przypuszczać, ze Drabik, Walasek i Ułamek pojadą aż tak słabo? Tylko Holta jechał swoje, a ja jestem bardzo zaskoczony słabym występem Sławka Drabika. Ja osobiście nie miałbym nic przeciwko takim swoim występom w finale ligi! Pozostaje pytanie, czy to my byliśmy dziś tacy mocni, czy Włókniarz taki słaby? W tym tygodniu jadę we wtorek, środę i czwartek i zaczynam od Szwecji. To już ostatni mecz sezonu i musze przyznać, ze jestem trochę zmęczony. Mam kłopoty w Anglii, bo padł mi silnik i nie bardzo mogę przewieźć tam nowy! Linie lotnicze odmawiają przyjęcia takiego bagażu, a ja się tylko złoszczę. Spróbuję teraz ze Szwecji – może przekonam panią przy nadawaniu bagażu? Nawet w ostatnim meczu dopadły mnie kłopoty, bo najpierw taśma, potem dwie dwójki i na deser – na trzydzieści metrów od mety – gdy jechałem z Puszakiem na 5:1 urwał się tłok! Tylko zazgrzytało i już od razu zawlokłem sprzęta do parkingu! Ponoć głowica ocalała, ale już nie będę tego teraz rozbierał. Zostawię go sobie na zimę.”

Jak tu jednak myśleć o zimie skoro w perspektywie finał ligi polskiej i dwumecz z Unią Tarnów? Zaczęło się nieciekawie, bo Polonia wysoko uległa w Tarnowie, a dodatkowo…

W jednym z wyścigów doszło do upadku Jacka Golloba i wyprzedzającego go po zewnętrznej PePe Protasiewicza. „Nie ma o czym mówić już teraz ­– podsumował Piotr zdarzyła się kolizja z Jackiem i zostałem wykluczony. Czuję się skrzywdzony, bo nie ponoszę za nią winy. Ktoś, kto jest nakręcany przez nie wiem kogo jedzie potem tak, jak nie powinien, bo nie blokuje się toru jazdy zawodnikowi, który jest napędzony i jedzie praktycznie równo z tobą! Wychodzi chyba brak objeżdżenia w imprezach, gdzie jeżdżą zawodnicy, którzy wiedzą jak się zachować na torze”

Atmosfera na torze natychmiast zrobiła się bardzo gorąca, bo ku zawodnikom zmierzały oba rozzłoszczone teamy mechaników, a kibice tarnowscy obrzucili Piotra butelkami. „Cóż...Zawsze tak jest, bo na torze pojawiają się ekipy i adrenalina podnosi się baaardzo wysoko. Do niczego nagannego jednak nie doszło i dobrze, że skończyło się tak właśnie. Nie rozmawiałem z Jackiem po  meczu, bo niby o czym? Nie ja spowodowałem to zdarzenie, więc dlaczego ja miałbym coś robić? Myślę, że Jacek ma tego faktu świadomość...”

PePe leżał w tym meczu jeszcze raz – tym razem po walce z Tomaszem Gollobem. „Drugi upadek w piętnastym biegu może dobrze, że zdarzył się w tym miejscu, gdzie nikomu nie przeszkadzałem. Tomek ostro wjechał pode mnie i ja odskoczyłem żeby uniknąć kolizji. Tam, gdzie powinienem się składać pojechałem prosto i upadłem. Nie wiem, czy miałem czekać aż zostanę uderzony w koło i wywrócimy się obaj? I tak sędzia by mnie wykluczył, więc o czym tu mówić? Niby nic mi się nie stało, ale po dwóch upadkach to zawsze się czujesz nie tak, prawda? Jestem poobijany, ale w sumie cały!”

W tej sytuacji finał w Bydgoszczy dawał mizerne szanse na zwycięstwo w dwumeczu i …. Zgodnie z oczekiwania mistrzem Polski została ekipa Tomasza Golloba i spółki. Niestety nie udało się powstrzymać tarnowskiej Unii przed obroną tytułu Drużynowego Mistrza Polski. Goście z Tarnowa nie dość, że przypieczętowali wygraną w dwumeczu to jeszcze „odczarowali” bydgoski tor wygrywając 44:46! Od początku meczu o punkty na torze było niezwykle ciężko, a w końcówce, dzięki trzem zespołowym zwycięstwom w biegach XII, XIII i XV zwycięstwo meczowe „pojechało” do Tarnowa. „Jestem bardzo dumny z zespołu – powiedział Piotr - miło być kapitanem takiej drużyny, Bi wszyscy dali z siebie wszystko. Nie udało się wygrać – ale chwała mistrzom i tylko słowa uznania dla nich – jestem, jednak pewien, że to srebro jest dla nas wielkim, wielkim sukcesem! Jeśli chodzi o moją jazdę to jestem bardzo zmęczony i poobijany tym sezonem. Jest to mój ostatni mecz w tym roku, bo wszystko mnie boli, dokucza mi kręgosłup po ostatnich wypadkach i po konsultacji z lekarzami, sponsorami i działaczami zdecydowałem się zakończyć już sezon. Nie wytrzymuję fizycznie – pierwsze biegi były jeszcze jako-tako, ale potem już nie szło. Dodatkowo trafiałem na kiepskie pola startowe, które nic nie niosły i zupełnie nie wiedziałem w którą stronę pójść z przełożeniami. Jest jednak srebro w DMP – kto by to przed sezonem przypuszczał?”

Srebro w lidze przyniosło Piotrowi i całej ekipie Polonii sporo satysfakcji, ale PePe myślami już był gdzie indziej…„Cały czas czekam na decyzję BSI, co do obsady dzikich kart na Grand Prix 2006. Od tego zależy przygotowanie do sezonu i wszystkie plany. Moje atuty z tego roku to przede wszystkim dobra postawa w ligach. W Anglii byłem drugim Polakiem – za Kasprzakiem. W Szwecji – też minimalnie drugi. Tym razem za Hampelkiem. W Polsce – za Tomkiem Gollobem. Też drugi. Dobre występy w Drużynowym Pucharze Świata. W GP 2005 startowałem jako dzika karta i wypadłem dobrze. Tylko Zagar jako „dziki” dał radę ujeździć więcej! Mam nadzieję, że ktoś to wszystko sumuje równie skrupulatnie jak ja? Atuty są. Minusem jest niestety metryka, ale.... argumentem „za” będzie także to, że umowę na GP podpisuje Bydgoszcz. Zobaczymy! Śledzę to, co dzieje się na torach całej Europy. Przebywam dużo z rodziną i leczę swoje dolegliwości. Dzięki współpracy z masażystą mniej boli mnie kręgosłup i wreszcie nie budzę się ze strasznym bólem rano! Mieliśmy z Kasią trochę kłopotów z Oliwią, która miała ropną anginę, ale już – na szczęście – mamy to już (przede wszystkim Oliwia!!!) za sobą i jest OK. Staram się spać jak najwięcej i przebywać z Kasią i Piotrem-juniorem. Nie planujemy jakiegoś specjalnego urlopu po sezonie, no....może wyskoczymy gdzieś na kilka dni w polskie góry. Jesienią w Bieszczadach jest przecież ślicznie! Pojawiły się oferty startów jeszcze w tym roku, ale już nie. Nie chcę kusić losu i to, że teraz mnie niby kręgosłup nie boli. Że pogoiły się łokcie, kolana i...poobijany tyłek to nie oznacza, że już zaraz zaryzykuję znowu wstrząsy w busie, czy samolocie. Nie wystartuję w Anglii w przełożonych meczach, ani w Złotym Kasku. Zdrowie i rodzina.”

Czas zakończenia sezonu to tradycyjnie czas rozmów kontraktowych. Pierwszym kontraktem był siódma już umowa z Indinerną Kumla. „Po raz siódmy założę plastron Indianerny – powiedział w telefonicznej rozmowie z adminem strony – i mam nadzieję „dociągnąć w niej, co najmniej do turnieju jubileuszowego na dziesięciolecie startów! Taki mam plan! Mam też nadzieję, ze w przyszłym roku zespół będzie mocniejszy niż ostatnio i powalczymy w play –offach, a nie o utrzymanie. Z tego, co wiem ze mną pierwszym podpisano kontrakt, chociaż daleko mi do Henki Gustafssona, który ma kontrakt dożywotni z Kumlą. Miałem propozycje z innych zespołów Eliteserien. Nawet dość kuszące, ale wszystko mam w Kumli poukładane i bardzo dobrze się tam czuję. Nie o to chodzi, by łapać każdą okazję, bo stabilizacja też ma dobre strony”

I wreszcie…23 października przyszła wiadomość! PePe wystartuje w Grand Prix 2006!

Pierwszy odezwał się mój menedżer ze Szwecji, który w niedzielę wcześnie rano przesłał mi sms-a. Nie mam pojęcia skąd on wiedział? Później – również sms, ale już z numerem startowym przyszedł od pana Leszka Tillingera no i zaczęło się! Moim atutem były z pewnością równe, dobre starty przez cały sezon. Wyniki w Elite League, Eliteserien, lidze polskiej. Dobry występ w Drużynowym Pucharze Świata i złoty medal z reprezentacją Polski. Skuteczny start w GP w Bydgoszczy. Z mediów wiedziałem, ze z polskich nazwisk w grę wchodziły trzy kandydatury, ale… popatrzmy na Iversena, którego nie wymieniano praktycznie nigdzie Czuję się zawodnikiem znacznie dojrzalszym niż wtedy, gdy startowałem w GP, co widać było choćby podczas Grand Prix Polski w Bydgoszczy. Byłem znacznie spokojniejszy i chyba o to właśnie chodzi. Na wiadomości z Genewy czekałem z rosnącym niepokojem przez cały weekend. Wiedziałem, że sprawy rozstrzygną się właśnie tam i właśnie wtedy. Nie było to tak, że nie spałem i chodziłem nerwowy, ale niepokój był! By być zupełnie szczerym to jakiś tam niepokój o decyzję FIM i Benfield Sports International towarzyszył mi przez cały sezon, bo już na początku założyłem sobie to, co w konsekwencji udało się osiągnąć! No pewnie, że się cieszę! Doskonale sobie zdaję sprawę, że ten przyszły sezon i Grand Prix to dla mnie jest „albo teraz, albo nigdy”, bo to, że wystartuję w GP’2006 jest objawem zaufania, jakim mnie obdarzono! Nominacja do GP nie pozmienia jakoś radykalnie moich przygotowań do sezonu. Cykl będzie z pewnością taki sam, a i nie będę teraz licytował się jakimiś założeniami wyniku, który chciałbym osiągnąć. Nie zastanawiałem się także nad tym o ile silników, czy całych motocykli będę musiał kupić więcej, ale prawdopodobnie nie „rzucę się” zimą na wielkie zakupy, a raczej kupię trochę, posprawdzam, dopasuję, dokupię kolejne i w ten sposób rozbuduję park maszyn. Wiadomo, ze na takie tory jak Kopenhaga, czy Cardiff trzeba użyć zupełnie innych silników niż na nasza ligę! Ja zajmuję się jazdą, a nie polityką i doprawdy nie mam pojęcia, co działo się w tej sprawie wokół mojej osoby. Sponsorzy i ludzie pracujący ze mną to wspaniały zespół i chciałbym im bardzo, bardzo serdecznie podziękować. Bez nich… Co tu dużo mówić! Jeśli myślimy o Grand Prix i o uprawianiu sportu na poważnie to rolę odgrywa wszystko. Dyspozycja zawodnika, sprzęt, logistyka, mechanicy, team w parkingu, wsparcie sponsorów. Wszystko. Przykładowo bez zaangażowania pani Marleny Dorniak pracującej u jednego z moich głównych sponsorów miałbym dużo trudniej z organizacją wszystkich przelotów i całej logistyki startów! To się przekłada bezpośrednio na wynik sportowy. Coś już słyszałem o tym, że ostatni turniej będzie w Bydgoszczy. Cóż powiedzieć…Dobrze, ze kalendarz jest ustawiony w ten sposób. Jeśli będę jechał dobrze to …nawet kalendarz mi nie przeszkodzi!

Sezon 2005 przeszedł do historii żużlowej kariery Piotra. Sukcesy i porażki (choć tych ostatnich jakby mniej…) Zwycięstwa kontuzje (jak tow żużlu!) Awans do Grand Prix i urodziny syna!